Gonitwa. Nikogo nie zgubić, o niczym nie zapomnieć. Dni mijają w zawrotnym tempie - jak lubię.
Ostatnio dzieje się u mnie dużo dobrego - praca, życie osobiste. Małe sukcesy, duże radości. I tylko Mort mi siedzi w głowie (tak, ten od pingwinów) ze swoim "pooodejrzaaane". Zobaczymy jak długo dobra passa potrwa.
Wracam do odzieżowego mroku - nareszcie! Jakkolwiek uwielbiam eksperymenty stylistyczne, tak ostatnio coraz bardziej zaczął mi doskwierać brak czerni totalnej w moich zestawach. I voila, oto mamy post. Znów przypominam wampira. Alleluja.
Co my tu mamy? Ach, tak, sukienka w roli głównej (znowu) i marynarka (hm, hm). Uzależniam się od funkcjonalnego minimalizmu, a tak proste połączenie sprawdza się zawsze. Tylko rajstopy wyłamują się zasadzie prostoty - bo są cieniowane.
Dodatki - minimalistyczne i bardzo designerskie. Liczy się forma - coraz częściej to moje motto. Naszyjnik - wygrany na FashionWall. Długo zastanawiałam się czy mi odpowiada - jest dziwny. Jednak "dziwność to nieodłączny element piękna"... W końcu więc - zauroczył mnie. I tylko kark boli po kilku godzinach. Ale to słodki ból.
Na ręce - zegarek. Wielka tarcza, cienki pasek, moje biżuteryjne marzenie, które nareszcie się ziściło. Na palcach - obrączki. Były już tu wiele razy. Tak jak buty, które z lubianych awansowały do kategorii ukochanych.
I o włosach słów kilka na sam koniec. Mój prywatny "kosmetyk roku 2014"... Pudry. Żeby było weselej - z Biedronki. Trzy kolory, błyskawiczne użycie i trwałość do pierwszego mycia. Nareszcie mam tęczę na głowie - kiedy chcę i jak chcę.
Zdjęcia oczywiście autorstwa niezastąpionej Airy. Oczywiście robione w biegu, między kawą, plotkami, a kolejnymi obowiązkami. I, oczywiście, mam nadzieję, że się podobają.
- 5:39:00 AM
- 18 Comments